Lekcja trzecia: Coś mi tu śmierdzi!

Wszystko zaczęło się na drugiej przerwie. Pani Edyta wyszła na chwilę, zostawiając nas samych w klasie. Miała ponoć dla nas jakąś małą niespodziankę. Siedzieliśmy w ławkach, każdy zajęty swoimi sprawami. Jakoś nie chciało nam się gadać. Może to ta szarość za oknami tak na nas działała. Bo dzień był wyjątkowo ponury i dołujący. Siedzący obok mnie Patryk coś tam sobie pisał, robiąc przy tym strasznie głupie miny.
– Co piszesz? - spróbowałem rozczytać treść tekstu i położyłem mu łapę na ramieniu – Piszesz jak kura pazurem!
– Sam masz kurze pazury! - chłopak potrząsnął ramionami zrzucając moją dłoń z ramienia – I weź te tłuste łapska!
-Tłuste łapska? - lekko mnie zatkało. Nie mam tłustych łapsk! Staram się je dokładnie wylizywać po każdym posiłku – Sam masz tłuste paluchy! - odgryzłem się Patrykowi.
– Taaaak?
– Taaaak!
– A tobie śmierdzi spod pachy! - Patryk pociągnął nosem i spojrzał na mnie z odrazą.
No i się zagotowałem. Przecież wszyscy wiedzą, że po pierwsze lisy, podobnie jak psy, wcale się nie pocą, a po drugie, z osobnika wykonanego z drutu, gąbki i włóczki, takiego jak ja, nie wyciśnie się nawet jednaj kropli!
– Jeśli mogę wtrącić – do rozmowy dołączyła Wiktoria – to faktycznie Gustaff pachnie ostatnio tak jakoś nieciekawie! - zamyśliła się i dodała po chwili – Kurzem jakby i wędzoną makrelą!
– Nie makrelą tylko pstrągiem! - w mojej obronie stanęła Jagoda.
– Jak dla mnie to dorsz! - do dyskusji włączyła się Kuruka – Jak nic dorsz, a na dokładkę ten atlantycki. Ma łagodnejsze i słodkawe mięso i jest często mylony z dorszem pacyficznym.
– Dorsz? Jaki dorsz? - nie wytrzymałem, wskoczyłem na ławkę i uniosłem łapy – Gdzie wy tu czujecie jakąś rybę?!
– Na ławkę wskoczył też Matias.
– Przyznaj się! Albo jesteś zakamuflowaną rybą, albo "zrybiałeś"!
– "Zrybiałeś"? Chyba ci odbiło! Zresztą co to znaczy, że zrybiałem?
No bo się zezłOŚCIŁEŚ! - Patryk wymierzył palec wskazujący prosto w mój nos. On lubił takie gierki słowne.
– Nie obraź się Gustaffie, ale faktycznie, coś tu zalatuje... - Ewa i Blanka pociągnęły głośno nosami.
– No, święta Jadwigo, patronko polskich małżeństw i rodzin. Gdzie tu wania rybą? No gdzie! - wyciągnąłem łapy do dziewczyn – Ani tu, ani tu! - sięgnąłem po tornister i odchyliłem klapę ukazując wnętrze torby. I wtedy, na moje szczęście, do klasy weszła pani Edyta z wielkim tekturowym pudłem. W klasie zapachniało pączkami, a skrząca konfliktem atmosfera rozpłynęła się niczym poranna mgła w pierwszych promieniach słońca. W pudle, oprócz słodyczy ufundowanych przez łowicką Pączkownię, były kubki z wzorem Grupy Gustaffa zaprojektowanym i zrobionym przez Maurycego. I raptem wszyscy zapomnieli o nieprzyjemnym zapachu i kłótni sprzed kilku minut. Na moje szczęście! A czemu? Bo w tornistrze, pomiędzy podręcznikiem do matematyki i geografią tkwiła schowana tam przed dwoma dniami resztka ryby w puszce. Nie był to jednak ani dorsz, ani pstrąg, ani tym bardziej makrela. To był paprykarz szczeciński!

PS. Rozanieleni smakiem pączków zapomnieliśmy zrobić sobie zdjęć z kubkami. Ale może to wkrótce nadrobimy! Poniżej prezentuję Wam wzór jaki pojawił się na nich. Każdy z Grupy Gustaffa dostał swój kubek imienny!















Komentarze