- Pobierz link
- X
- Inne aplikacje
– Każdy ma chyba jakąś ulubioną zabawkę w dzieciństwie. Taką najulubieńszą! – Lis Gustaff potoczył po podłodze biało-pomarańczowy autobus, wpatrując się z lubością, jak pojazd przekracza granice krawędzi kolejnych paneli. – Ja miałem takiego różowego prosiaczka, ale gdzieś mi zginął. Teraz mam samochód. A Ty miałeś? – Spojrzał na Maurycego siedzącego obok w zniszczonym przez koty fotelu.
Mężczyzna zamyślił się.
– Wiesz, nie bardzo pamiętam, ale lubiłem bawić się kolejką! – Uśmiechnął się lekko. Przywołane nieoczekiwane wspomnienie rozlało się przyjemną falą po jego ciele. – W tych momentach, wiesz w których – Maurycy napiął się i zrobił czerwony na twarzy, jakby podnosił wyjątkowo wielki ciężar – stawiałem nocnik na środku pokoju, rozkładałem tory i patrzyłem, jak wagoniki jeżdżą wokół mnie. Potrafiłem tak siedzieć i godzinę, aż mi się pośladki przyklejały do plastiku! – Zachichotał cicho.
Do pokoju weszła Jadwiga, niosąc talerz z parującą jajecznicą z boczkiem.
Lis spojrzał zniesmaczony na Maurycego.
– No co? – Wyrwany z rozmarzenia człowiek zdziwił się nieoczekiwaną reakcją lisa i wzruszył energicznie ramionami.
– Nie no – Gustaff wstał z podłogi i usiadł przed postawionym na stole śniadaniem – kolejka jeszcze spoko, ale z nocnikiem to lekko przesadziłeś.
– Niby że co?
– O TAKICH RZECZACH nie rozawia się przy jedzeniu. Ktoś może być obrzydliwy, gruboskórny człowieku!
Komentarze
Prześlij komentarz